niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 10

Ta noc była dla Ady bardzo ciężka, gdy tylko zamykała oczy widziała Mateusza podpiętego do różnych aparatur. Nie umiała znieść tego widoku, było do za ciężkie do zniesienia.
Gdy tylko słońce pojawiło się na niebie Aria, wstała z łóżka, poszła do łazienki, umyła zęby, włosy spięła w kok i poszła do garderoby, gdzie przebrała się w szary dres i niebieski T-shirt. Poszła pobiegać. Dobiegła aż na cmentarz, znajdujący się na końcu lasu. Usiadła na ławeczce znajdującej się obok grobu jej mamy.
- Cześć mamo. - Powiedziała do nagrobka. - Nie wiem czy dam rady, Mateusz leży w szpitalu, w ciężkim stanie. Nie chce go stracić. On jest dla mnie wszystkim, ja go kocham. - Łzy poleciały jej z oczu, tu na cmentarzu przynajmniej nikt nie widział jak płacze, no może oprócz nieboszczyków. Gdy tylko się uspokoiła wstała z ławki.
- Pa mamo. - Powiedziała i pobiegła truchtem do domu.
W kuchni czekał już jej tata.
- Cześć. - Przywitała się.
- Hej. Gdzie byłaś? - Spytał.
- Byłam na cmentarzu. - Odpowiedziała. - Na jakąś godzinkę pojadę do szpitala, zobaczyć czy stan od Mateusza się poprawił.
- Wróć na obiad, po nim jedziemy po Kasztankę i Aniołka.
- Dobrze tato. - Rzekła po czym w ciszy zjadła śniadanie, następnie poszła do swojego pokoju. Wzięła do ręki pamiętnik z półki na książki, z piórnika wyciągnęła długopis.

Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar. Mój Mateusz leży w szpitalu, w ciężkim stanie, a ja nic nie mogę zrobić, by mu pomóc. Tak. Napisałam „Mój Mateusz” , nie pomyliłam się, od czterech dni jesteśmy razem,
On miał wypadek na motorze i niewiadome, czy wyjdzie z tego, ale musi, musi, bo nie wiem, co ja bez niego zrobię.
Wczoraj ja i tata, byliśmy kupić konie. Są przepięknie...”
Nagle zadzwonił telefon Arii, wyświetlił się jakiś nieznajomy numer.
- Halo? - Spytała tego kogoś kto dzwonił.
- Aria? Tu wujek Mateusza. - powiedział niski i chrypliwy głos.
- Tak. Czy coś się stało? Obudził się, czy jest jeszcze gorzej?
- Jest tak jak było. Chciałem tylko spytać, czy przyjedziesz dzisiaj do szpitala?
- Mam taki zamiar. - Odpowiedziała, po czym odłożyła zeszyt na miejsce i usiadła na łóżku.
- To dobrze. Przyda mi się ktoś do towarzystwa. - Oznajmił. - Siedzę sam albo na korytarzu, lub przy łóżku. Innymi słowy, jak to często mówi Mateusz nudzi mi się.
- Będę za jakieś piętnaście minut. Do zobaczenia. - Rozłączyła się.
Szybko pobiegła do garderoby, przebrała się w jeansy i bokserkę, po czym wyciągnęła motor, i pojechała do szpitala. Na korytarzu czekał na nią wuj Mattiego.
- Może byś chciała go zobaczyć, lekarz mówi, że już jest lepiej. - powiedział, wstając z krzesła. Otworzył szklane drzwi i Przepuścił Arię, która usiadła na krzesełku obok łóżka.
- Wygląda tak jak wczoraj. - Powiedziała cicho do siebie.
Wuj przyniósł sobie drugie krzesło i usiadł obok dziewczyny, która trzymała rękę nieprzytomnego chłopaka. Mężczyzna spokładał na nią.
- Aria? - Spytał.
- Tak
- Tak patrzę na Ciebie i widzę jak na niego patrzysz. Czy ty go...
- Tak. Kocham go. - Przerwała mu, powiedziała to naprawdę smutnym głosem.
- A czy wy jesteście parą? - Zadał kolejne pytanie. Aria spojrzała facetowi prosto w oczy. - Mateusz mi o niczym nie mówi, nie wiem prawie o nim niczego, rzadko kiedy ze sobą rozmawiamy.
- Jesteśmy razem.


Aria wróciła grzecznie na obiad do domu. Po posiłku razem z tatą pojechała po konie, do auta przypięli przyczepę dla koni i ruszyli w drogę. Wjechali na podwórze, mile przywitała ich Ania.
- O hej. Co ty masz taka ponurą minę? - Spytała Arię, która naprawdę była bardzo smutna.
- Nie ważne. - Odpowiedziała krótko.
- Masz minę, jakby ktoś dla Ciebie bardzo ważny, miał wypadek i leżał w ciężkim stanie w szpitalu. - Rzekła Ania, Aria popatrzała na nią zdziwiona, nie wiedziała co na to powiedzieć. Nagle przed nimi zjawił się, nie wiadomo skąd stary, siwy dziadek Ani.
- Dzień dobry. - Przywitał się, podając rękę najpierw Arii, a później jej tacie. - Wy po Kasztankę i Aniołka?
- Tak. - Odpowiedział krótko p. Patrick.
- To świetnie. Nazywam się Jakub Nowak. Wczoraj nie mieliśmy się okazji poznać. - Rzekł z Powagą w głosie.
- A ja nazywam się Patrick Bond, a to moja córka Adrianna.
- Bond? Jak Aurelia Bond. - Powiedział staruszek.
- Dziadek tak robi. Zapamiętuje osoby i ich imiona dzięki temu, ze kojarzy je z sławnymi osobami, szczególnie, jak te sławne osoby jeżdżą, bądź jeździły konno. Aurelia Bond, była jedną z lepszych ludzi jeżdżących konno...
- Wiemy kim była – Powiedziała Aria sucho, przerywając dziewczynie w środku zdania.
- A co jej jest? - Spytał p. Jakub
- Nie lubi tematu Aurelii. - Powiedział.
- Och. - Wymsknęło się Ani. - Chodź, do Kasztanki i Aniołka. - Zwróciła się do Ady. - Dziadek i twój tata na pewno sobie pogadają, a my za ten czas przygotujemy koniki. Dobrze? - Aria w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową i dziewczyny poszły do stajni.
W stajni był jakiś chłopak mniej więcej w wieku Mateusz, ubrany był w starą, siwą bluzkę i przedarte jeansy.
- Wyczyściłaś już boksy? - Spytał się Ani.
- Jeszcze nie, nie mam czasu. Jakieś wieści ze szpitala? - Spytała.
- Byłem tam, ale lekarze nic nie chcieli mi powiedzieć. Widziałem tylko Mattiego przypiętego go respiratora. Nie wiem jak sobie bez niego poradzimy. A kim jest ta dziołcha? - Wskazał palcem na Adę.
- To jest Adrianna, nowa właścicielka Kasztanki i Aniołka.
- Hej. Ręki Ci nie podam, chyba że chcesz mieć swoją brudną. - Powiedział żartobliwie. Ania się zaśmiała, a Aria lekko podniosła kąciki ust. - Jestem Eryk. Pracuję tutaj.
- Hej. Dla twojej informacji mów mi Aria, nie Adrianna. - Powiedziała.
- Aria? Już gdzieś słyszałem to imię. - Powiedział. - Już wiem, dziewczyna Mattiego się tak nazywa. To na pewno ty, widziałem twoje zdjęcie na telefonie od Mateusza. Jestem tego pewien.
- I się nie mylisz. - Powiedziała bardzo cicho.
- No, no, nieźle. Dużo o tobie gadał, że jesteś, śliczna, miła, inteligentna i zabawna. I muszę mu przyznać racje, ile bym dał, żeby być z dziewczyną wyglądającą tak jak ty. Nie masz przypadkiem bliźniaczki? - Znowu zażartował.
- Niestety nie. - Odpowiedziała.
- Czyli to co powiedziałam o twojej minie, to była prawda? Zgadłam. - Odezwała się Ania.
- Tak, zgadłaś, dla waszej informacji, Mateusz leży w śpiączce, jest w ciężkim stanie, nie jest w stanie samodzielnie oddychać, więc jest podłączony do respiratora. Nie wiadomo, czy z tego wyjdzie, ale ja jestem pozytywnej myśli.
- Masz racje. - rzekł Eryk. - Trzeba być pozytywnej myśli.
- To idziemy do boksu Kasztanki i Aniołka. - powiedziała spokojnie Anna i ruszyli do największego boksu. Klacz na ich widok prychnęła radośnie.
- Czemu tak zareagowałaś, kiedy zaczęłam mówić o Aurelii? - Nie umiała wytrzymać z ciekawości i Ania musiała o to zapytać.
- To nie jest takie łatwe do wyjaśnienia jak Ci się to wydaje. - Odpowiedziała Aria.
- Wszystko jest proste, ale trzeba spojrzeć, na to z innej strony. Ja umiem złączyć fakty razem, ale nie kiedy się mylę. Wczoraj po tym jak odjechałaś szukałam w internecie informacji na temat Aurelii. Dowiedziałam się, że ona miała córkę o imieniu Adrianna, od razu pomyślałam o tobie. Imię i nazwisko by się zgadzało.
- Nie mylisz się tak jestem jej córką. Mało który mnie o to pyta, ludzie wolą wiedzieć cicho i się nie odzywać, niektóry nawet nie są tak mądrzy, by to zauważyć.
- Dlaczego nie lubisz tego tematy?- Aria chwilę się zastanowiła, nie wiedziała jak odpowiedzieć na pytanie Ani
-Bo nie lubię się otwierać przed ludźmi. - Opowiedziała po chwili.
- He he. A ja jestem otwartą księgą zamazaną korektorem. - Odpowiedziała żartobliwie. - Nie otwierasz się naprawdę przed nikim? Nawet przed Mateuszem?
- On jest jednym z niewielu wyjątków, on o mnie wie wszystko. Wie kiedy jestem smutna i dlaczego, kiedy jestem radosna, porozumiewamy się bez słów.
- Długo się znacie?
- Od małego, piętnaście lat. Jego rodzice przyjaźnili się z moimi, więc często przebywał ze mną, bawił się. A później się przeprowadziłam i nasze kontakty się urwały.
- Ania! - Usłyszeli donośny, chrypliwy głos dziadka dziewczyny. - Konie gotowe?
- Zaraz! - Odpowiedziała równie głośno. Szybko przygotowała konie i wprowadziła je do przyczepy.
Aria i jej tata weszli do auta. Ania pobiegła szybko do domu i wróciła z karteczką w ręku.
- Tu masz mój numer, jeśli będzie coś wiadome to dzwoń. - podała karteczkę Arii przez otwarte okno.
- Dzięki, będzie dzwonić. Bay
- Pa – Pożegnały się.

Auto zostało odpalone i pojechali do domu.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
 Uff... I jest już dziesiąty rozdział.  Dodaję go z opróżnieniem, za co przepraszam, nie miałam zbytnio pomysłów na rozdział i do tego jeszcze dochodził brak czasu. Teraz powinno się to zmienić, rozdziały będę dodawać co tydzień, życzę mile spędzonych wakacji. <3 :))
Przepraszam, ze rozdział jest taki krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodobał ;**

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 9

Ciśnienie Arii od razu się podniosło, była bardzo zadziwiana.
- Wypadek? Jak to? - Aria nie potrafiła w to uwierzyć.
- Tak. Nikt nic nie wie, bo leży w śpiączce. Tyle tylko wiem od Amadeusza. Sama się zdziwiłam, nie potrafiłam w to uwierzyć. Pomyślałam, ze pewnie będziesz chciała o tym wiedzieć.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Muszę tam teraz jechać. - Rzekła po czym wstała
- Nie wpuszczą ciebie tam, nie jesteś z rodziny. - Powiedziała Jessie.
- Nie mogę zostawić go tam. Ja go kocham. Muszę go zobaczyć. Jak chcesz możesz też jechać.
- Nie. Ja muszę jeszcze kilka spraw załatwić.
Dziewczyny zeszły na dół i wyszły na dwór, Jessie poszła do siebie, a Aria do garażu, wyciągnęła motor, założyła kask na głowę i ruszyła do szpitala.
Na parkingu zaparkowała obok motoru od Toffika i ruszyła w stronę wejścia. Przy recepcji stało kilka osób, ale Aria nie zwróciła szczególnej uwagi na nich. Poszła korytarzem prosto. „ Musi być na oddziale intensywnej terapii.” Pomyślała. Szła tak długo prosto aż napotkała się na Toffika.
- Co ty tutaj robisz? - Zdziwił się na jej widok.
- Muszę się z nim widzieć. - Oznajmiła bardzo nerwowo.
- Powodzenia. Jak mnie nie wpuścili to ciebie też nie. - Widać było po nim, że również był zdenerwowany
Nagle z sali wyszedł wuj Mateusza, był bardzo spięty.
- A kim ty jesteś? - Powiedział na widok nieznanej mu dziewczyny.
-Adrianna. Jestem...
- Jest przyjaciółką Mateusza, znają się od małego. - Przerwał jej w środku zdania Toffik. - I też się o niego bardzo martwi.
- No chyba, że tak. Jest z nim naprawdę źle. - Powiedział wuj. - ja muszę już iść do pracy. Poinformuję lekarzy, żeby przekazywali wam informacje na temat stanu zdrowia mojego siostrzeńca.
- Dziękujemy, panu. - Odparł Amadeusz. - będziemy tutaj przez cały czas.
Wuj sobie poszedł i Aria i Toffik zostali sami na korytarzu.
- Musze tobie powiedzieć, że jego wuj nic o tobie nie wie. Mateusz mu nie ufa, więc on nie wie, że jesteście razem. Rozumiesz? - Powiedział chłopak, gdy mężczyzna zniknął z ich pola widzenia.
Aria wstała i weszła do sali. Widziała jak Mateusz leży na łóżku szpitalnym, podpięty był do różnych sprzętów, które robiły pip, pip i tak cały czas. Pielęgniarka była odwrócona tyłem do łóżka, więc nie zauważyła, jak Aria weszła. Dziewczyna bezszelestnie podszedła do łóżka. Dotknęła jego ręki. Nachyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha:
- Jestem tu kotku, wyjdziesz z tego. Kocham ciebie. - Pocałowała jego czoło, łza pociekła jej po policzku
Pielęgniarka zorientowała się, że ktoś wszedł do sali i zaczęła na nią krzyczeć.
- Co ty tu robisz, nikt nie ma tu wstępu. Rozumiesz?
- Ale ja chciałam, go tylko zobaczyć. - Powiedziała niewinnym głosem.
- Słuchaj, jeśli nie jesteś z rodziny to nie możesz tutaj przebywać. - Powiedziała kobieta już bardziej spokojniejszym głosem. - Więc proszę ciebie wyjdź.
- Może i nie jestem z jego rodziny,- Zaczęła tłumaczyć - ale on dla mnie jest jak brat, którego nigdy nie miałam, nie raz wyciągnął mnie z tarapatów, a teraz ja chce mu pomóc. .
-Jeśli nie będziesz miała zgody od niego ojca do wejścia to nie wejdziesz. - Pielęgniarka się znowu zdenerwowała.
- On nie ma ojca. - Powiedziała Aria z lekką irytacją w głosie.
- A kto to był?
- Jego wuj. Jest to jego opiekunem. Mateusz jest sierotą.
- Tego to nie wiedziałam. - W głosie kobiety słychać było teraz współczucie. - Proszę ciebie wyjdź. Jak przyjedzie to jego opiekun to postaram się coś załatwić, ale nie obiecuję.
Aria po tych słowach wyszła na korytarz i usiadła na krześle obok Amadeusza.
- Nie wierzę, że ciebie nie zauważyła na początku. - Powiedział Toffik, który właśnie pisał do Jessie SMSa..
- Szkoda, że nie słyszałeś jak na mnie naryczała. - Rzekła Aria.
- Wielka szkoda. A co Ci gadała?
- No, że jak nie jestem z rodziny to nie mogę tam przebywać i że pogada z jego wujem o tym, żebym mogła tam siedzieć.
W tym momencie podszedł do nich lekarz, był wysoki, ale chudy, jego oczy były niebieskie, a włosy blond. Ada i Amadeusz wstali na jego widok.
- To wy jesteście przyjaciółmi Mateusza? - Spytał.
- Dokładnie.- Odpowiedział Toffik.
- Jestem jego lekarzem. Nazywam się Adam Kubacki. - Przedstawił się. Aria na wieść o tym jak się nazywa zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
- Pan tutaj jeszcze robi? - Powiedziała chodź nie chciała tego pytania wypowiadać.
- Tak, już od dwunastu lat. - Odpowiedział.
- Przepraszam, po prostu się zdziwiłam, bo kiedy tu trafiłam dziesięć lat temu to pan był moim lekarzem. - Wytłumaczyła.
- Ty pamiętasz co było 10 lat temu? - Zdziwił się Toffik.
- Tak, z szczególnie dlaczego tutaj trafiłam. - Odpowiedziała. - Nadal mam jeszcze koszmary.
- Już wiem. Ty jesteś tą małą dziewczynką, która trafiła tutaj z powodu licznych poparzeń spowodowanych pożarem. Tak?
- Dokładnie. - powiedziała.
- Adrianna, tak?
- Tak.
- Ok. Wróćmy do tematu Mateusza, a więc jego wuj powiedział mi, że mam wam przekazywać informacje na jego temat. Więc jak już zapewne wiecie nie ma on za dużo szans. Ta noc będzie dla niego decydująca. Ma połamane dwa żebra i złamaną rękę, ale jest w słabym stanie, jest nadal nieprzytomny. Tętno jest porządku, ale martwi mnie jego ciśnienie, albo jest za niskie, albo za wysokie. Nie ma żadnego krwotoku wewnętrznego, wstrząsu mózgu też nie. Nie wiadomo kiedy się obudzi, oddycha sam.
Aria próbowała być twarda, ale gdy usłyszała głośny piskliwy, jednostajny i ciągły pisk, się przeraziła, bo ten dźwięk dochodził z sali, w której leżał jej chłopak. Lekarz szybko tam wbiegł do sala, przez szybę w ścianie i przez szklane drzwi było widać wszystko. Arie przeraziło to jak ten lekarz wsadzał do gardła mu jakąś rurkę, i podłączył ją do jakieś maszyny.
Aria była bliska płaczu.
- Co oni mu robią? - Spytała Toffika, który gdy tylko zauważył jej załamany głos i łzy w oczach przytulił ją, sam też potrzebował wsparcia.
- Chyba go intubują. - Odpowiedział cicho do jej ucha. - Nie jest w stanie samodzielnie oddychać.
- Nie chcę go stracić. - Powiedziała już płacząc. - To wszystko moja wina, powinnam mu była zaproponować przespanie się u mnie, ale nie pomyślałam, gdyby nie ja by było wszystko z nim w porządku.
- To nie jest twoja wina. Nie wiedziałaś że tak się stanie. Nie wiemy nawet jak doszło do wypadku. - Powiedział Amadeusz.
Nagle w korytarzu pojawił się jakiś mężczyzna, był bardzo zmieszany, miał sine oko, rękę w gipsie i na prawym luku brwiowym plaster.
- Co z nim? - Powiedział.
Aria podniosła spuchnięte od płaczu oczy i spojrzała na niego.
- Źle. - Odpowiedziała na pytania.
- A pan to kto? - Spytał lekarz, który właśnie wyszedł z sali.
- Ja... ja mu to zrobiłem. - Powiedział mężczyzna. - Co z nim?
- Nie mogę panu udzielić wszystkich informacji, obowiązuje mnie tajemnica lekarska. - Oznajmił doktor Kubacki.
- Wiem o tym, ale może mi pan powiedzieć tylko czy on przeżyje. - Facet nie chciał się poddać
- Ma bardzo małe szanse. - Rzekł lekarz. - Niech pan wróci na swoją salę.
- Dobrze. - Powiedział i sobie poszedł.
- Szanse Mateusza z godziny na godzinę maleją. - powiedział doktor. - Robimy co w naszej mocy. Musieliśmy go intubować. Idźcie do domu. Nie będziecie tu przecież cały czas siedzieć.


Aria weszła do domu, zdjęła buty.
- Gdzie byłaś ? - Spytał tata, który właśnie przeglądał gazetę.
- W szpitali. Mateusz miał wypadek. - Powiedziała spokojnym, lecz załamanym głosem
- Wypadek?
- Tak. Leży nieprzytomny pod respiratorem. - Rzekła, siadając do stołu. - Lekarz mówi, że ma bardzo małe szanse na przeżycie.
- Biedny chłopak, tyle w życiu przeszedł. Popatrz. - położył gazetę na stole i obrócił ją w stronę Arii oraz wskazał palcem jeden artykuł tym że można kupić konie. - Pojedziemy tam?
- Ok, możemy jechać, przynajmniej zapomnę o tym wszystkim co się wydarzyło. Daj mi piętnaście minut. - Powiedziała i poszła do swojej garderoby.
Ubrała niebieskie rybaczki i biały top i koniem. Włosy uczesała w dobierany warkocz i zeszła na dół, gdzie czekał na nią jej ojciec
- Gotowa? - Spytał.
- Tak. - Powiedziała z lekkim entuzjazmem.
Oni wyszli przez główne drzwi, zamknęli je na klucz i weszli do samochodu, który stał już na podjeździe. Pojechali do stadniny.
Wjechali na podwórze, gdzie stała wielka stajnie naprzeciwko był duży ceglany dom. Tata wyszedł z samochodu, okrążył go i odtworzył drzwi jego córce, która od razy wyszła z auta. Obydwaj ruszyli w stronę drzwi domu Aria nacisnęła dzwonek do drzwi i po chwili otworzyła im jakaś młoda kobieta, miała mniej więcej dwadzieścia dwa lata, nie była za wysoka, włosy sięgały jej jedynie do ramion
- Dzień dobry. - Powiedziała bardzo łagodnym głosem.
- Dzień dobry My w sprawie ogłoszenia w gazecie. - Powiedział ojciec Arii. - Chcieliśmy zobaczyć te konie.
- To proszę za mną – Kobieta, ubrała klapki i poszli w stronę stajni. - Ania! - Zawołała.
- Co! - W budynku rozległ się jakiś głos.
- Chodź. - Znowu krzyknęła, nagle zjawiła się dziewczyna, mniej więcej w wieku Arii, była ubrana w znoszone jeansy i szary podkoszulek.
- Państwo w sprawie Kasztanki i Aniołka, tak? - Spytała dziewczyna.
- Tak. - Odpowiedział pan Patrick.
- To chodźcie powiedziała i szybkim krokiem ruszyła w stronę największego boksu.
Była w nim Klacz i mały źrebak. Obaj byli niemal tacy sami – biali w brązowe łatki.
- Oni są maści srokatej : tobiano. - Powiedziała. - podobają się? - Spytała.
- Tak. - Odpowiedział mężczyzna. - A tobie? - Zapytał Arię.
- Tak, są wspaniałe. - Powiedziała cicho.
- A pan to? - Wspomniało się Ani, że nie wie nawet kto jest zainteresowany końmi.
- Nazywam się Patrick Bond, a to moja córka Aria. - Odpowiedział.
- A ma pan jakieś doświadczenie z końmi?
- Tak, miałem kiedyś dwa, ale nie pożyły za długo. Stęskniły się za moją żoną. - Powiedział.
- Konie tak umieją. Hmm? Bond? - Ania zaczęła się zastanawiać, skąd zna to nazwisko.
- Aria. Umiesz jeździć? - Zapytała ją Ania.
- Trochę. - Odpowiedziała niepewnie.
Wyprowadzili konie na wybieg, gdzie był jakiś chłopak i ciemnych włosach i brązowych oczach. Wcześniej Ania włożyła na grzbiet klaczy siodło i zapięła jej uzda.
Na wybiegu dała Arii kask, a ta wsiadła na konia. I ruszyła przed siebie Kasztanka słuchała każdego jej rozkazu i z gracją przejechała cały wybieg dookoła
- Będziesz jeździć na zawody? - Spytała Anna, gdy Aria się zatrzymała
- Tak. Raczej tak. - powiedziała całkowicie szczęśliwa, zapomniała o rzeczywistości. O tym co się stało w ostatnim czasie.
- Kupujemy? - Zapytał pan Patrick Arię.
- Ależ oczywiście. - krzyknęła na cały głos.
- Kiedy możemy po nie przyjechać? - Zapytał tym razem Anię.
- Może być jutro?
- Dobrze.

Ada i jej tata pojechali do domu, był już zmrok. Wchodząc do domu zdjęli buty i zrobili sobie jajecznice na kolacje.  

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
I jak obiecałam dodałam rozdział w niedzielę. Myślałam, że mi się nie uda, ale jednak jest. Mam nadzieję, że się podobał. 
W następną niedziele raczej nie dodam, bo mam cały tydzień zawalony sprawdzianami i jeszcze dochodzi do tego próbny próbnego egzamin. Rozdział powinien pojawić się pojawić się za dwa tygodnie w niedzielę. 

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 8

                
Aria miała za sobą wspaniałą noc, miała przepiękny sen. Śniło jej się, że z Mateuszem pojechała daleko od cywilizacji, udało im się jakimś cudem znaleźć takie miejsce, był tam drewniany domek i tam przez jakiś czas byli, a później wyruszyli w dalszą podróż.
Rano poczuła coś mokrego w uchu, otworzyła oczy i krzyknęła z przerażenia, bo zobaczyła psi pysk, zapomniała, że ma psa. Gdy jej się przypomniało tata już był w jej pokoju, pytając się jej co się stało? A Aria zaczęła się śmiać, z trudem mu wytłumaczyła, że wystraszyła się Łapy. Tata wyszedł z pokoju, jego córka, poszła się przebrać w dres, spięła włosy w kucyk i poszła pobiegać, nie jedząc wcześniej śniadania i nie informują o tym swojego taty, tylko wzięła mały, gdzie schowała coś do picia, znicz i zapałki oraz telefon. Wybiegła na ulicę Jessica postanowiła chyba również pobiegać, bo minutę po tym jak Aria przebiegła obok jej domu wybiegła ona. Nagle Aria usłyszała, że ktoś ją woła, odwróciła się i obaczyła, że Jessie do niej macha. Odmachawszy, pomyślała sobie tak: „ Czy kiedyś będę mogła w spokoju pobiegać?”
- Cześć – Przywitała się kiedy koleżanka do niej podbiegła.
- Hej. - Odpowiedziała Jessie. - Nie wiedziałam, że biegasz.
- Lubie biegać i postanowiłam, że będę to co dziennie robiła. - Powiedziała po czym dziewczyny zaczęły truchtać.
- Ja biegam raz w tygodniu. - Oznajmiła. - Gdzie tak w ogóle pobiegniemy? - Spytała
- Chciałam, pobiec przez las na cmentarz – Odpowiedziała. - Dawno tam nie byłam.
- To jest strasznie daleko! Damy radę tam dobiec? - Spytała.
- Ja dam, to mnie to nic. - Przyspieszyła trochę tempa.
Po dziesięciu minutach zaczęła biec jeszcze szybciej i przed lasem znowu zwolniła. Jessica była już zmęczona, nie umiała Arii dogonić. Dziwiła się tylko dlaczego jej przyjaciółka się nie męczy i biegnie spokojnie.
Aria nie zwracała uwagi na Jessie, która już nie dawała powili rady tylko była pochłonięta we własnych myślach. „Mam nadzieję, że jutro mi nikt nie przeszkodzi”, „ W którym miejscu znajduje się grób mamy?” i inne tego typu myśli. Miały jeszcze do pokonania połowę trasy. Przybiegły obok ścieżki prowadzącej nad jeziorko, następnie obok wielkiego drzewa, na którym razem z Mateuszem jak byli dziećmi się wspinała. Nagle Aria się zatrzymała i wyjęła z plecaka butelkę wody, napiła się troszkę. Popatrzała się za siebie, i zobaczyła Jessicę, która z trudem już biegła, strasznie sapała i była cała czerwona.
- Dajesz, dajesz!- Pogoniła ją. Gdy Jessie dogoniła Arię, ta jej podał wodę. - Wypij tylko dwa łyki, inaczej ciebie kolka bardzo szybko złapie – Poinformowała ją. Gdy Jessie się napiła Ada ruszyła wolnym spacerowym krokiem. - Przejdziemy się trochę, bo widzę, że już nie dajesz rady.
- Dziękuję. Jak ty to robisz, że się nie męczysz? – Zapytała.
- Po prostu często biegam – Odpowiedziała. - Z czasem organizm przyzwyczai się do takiego wysiłku. - Dodała po chwili.
- W przyszłym tygodniu, dwa dni przed rozpoczęciem roku szkolnego w sobotę robię urodziny. Chciałabym, żebyś na nie przyszła. Będziesz?
- Zapewne, tak. A kto jeszcze na nich będzie? - Spytała.
- Moje koleżanki, których i tak nie znasz i Kara.
- Dzisiaj jest sobota? - Zapytała Aria.
- Tak. Jak tobie poszła wczorajsza randka? - Zadała drugie pytanie.
- Oprócz tego, że chciałam ugryźć piłkę do tenisa to było wspaniale.
- Piłkę do tenisa? - Zaśmiała się.
- Tak. Nie pytaj o szczegóły. Oficjalnie jestem z nim razem. - Opowiedziała co się wtedy dokładnie zdarzyło. - Możemy już dalej biec?
- Tak. Mam nadzieję, że dam radę. - Przeszły znowu na trucht
- Nie masz się czym martwić. Już większość drogi mamy mamy za sobą. Później będzie gorzej, będziemy musieli znaleźć grób mojej mamy.
- To nie nie wiesz gdzie dokładnie się znajduje grób twojej mamy! - Zdziwiła się Jessie
- Nie była tam bardzo dawno i nie pamiętam – Próbowała się tłumaczyć
Resztę drogi biegły w milczeniu. Gdy już dotarły na cmentarz, zaczęły szukać miejsca gdzie leży jej mama. Kiedy już im się udało to zrobić, stanęły przed grobem i Aria zapaliła znicz i się pomodliła.
- Aurelia Bond. Ciekawe. - Odezwała się Jessie
- Hę? O co tobie znowu chodzi? - Dopytywała się Aria.
- Ta kobieta, która skakała kiedyś bardzo dobrze konno miała tak na imię. - Wytłumaczyła.
- Wiem, bo to ona. Pamiętasz te nasze zadawanie sobie pytań o niej? - Dziewczyna potwierdziła, skinięciem głowy. - Wiem o niej więcej niż ktokolwiek, ponieważ to moja mama. Nie chciałam, nic tobie o tym mówić, bo nie ufałam tobie do takiej skali. Teraz jest inaczej. Obiecaj mi, że nikomu o tym nigdy nie powiesz!
- Obiecuję. - Powiedziała z ręką na sercu. - Możemy już ruszać z powrotem? - Spytała.
- Tylko podleję kwiatki. - Oznajmiła po czym podeszła do studni, gdzie stały polewaczki i do jednej z nich nalała wody. Następnie podlała kwiatuszki na grobie. - Teraz już możemy iść z powrotem.- Powiedział, gdy już odstawiła konewkę na swoje miejsce.
W tym momencie rozległ się dzwonek telefony Arii. dzwonił jej tata
- Cześć tato. - Powiedziała, gdy już odebrała.
- Aria gdzie jesteś? - Zapytał zirytowany ojciec.
- Na cmentarzu. - Oznajmiła, z spokojem w głosie.
- Pieszo? - Zadał kolejne pytanie.
- Tak. Musiałam się gdzieś przebiec. Jessica jest ze mną. Zaraz lecimy z powrotem. O 14.00 przychodzi po mnie Mateusz i idziemy do Amadeusza na noc. - Przypomniała mu. - Chyba pamiętasz. Muszę jeszcze spakować kilka rzeczy. Już idę z powrotem Pa. - Rozłączyła się i obie dziewczyny poszły spokojnie w stronę lasu. - Teraz trochę pobiegniemy – Oznajmiła – Jak już nie będziesz dawała rady to tylko mi powiedz, zwolnimy trochę
- Dobrze
Pobiegły w las. Biegły tą samą ścieżką co przed chwilą.
- Ty idziesz to Toffika? - Spytała po chwili Jessie.
- Tak. Jako dziewczyna Mateusza. Też byś tam chciała być co nie?
-Z chęcią, ale ja nie mam u żadnego szans. Wszyscy mają po dziewczynie, oprócz Toffika, a u niego nie mam najmniejszych szans. - Powiedziała bardzo smutno.
- Ale przyznaj się. Podoba tobie się on.
- Ok, przyznaję się zabujałam się w nim, ale cóż mogę zrobić, skoro on do mnie nic nie czuje.
- Może i nic, ale ja tak. Wypytam go na temat ideału dziewczyny. Może coś się uda.
- Powodzenia. Dla niego najważniejsza jest Ola. Zrobi dla niej wszystko.
- Wiem, ale jego siostra nie powinna mi w tym przeszkodzić.
- Może masz rację, ona jest głuchoniema i nic nie usłyszy.
- Mała poprawka ona jest głucha. To że człowiek nie słyszy to nie znaczy, że nie umie mówić.
- A skąd ty do wiesz?
- Przecież miałam głuchą mamę. Ona mnie uczyła migowego. Osoby głuche po prostu się nie lubią się odzywać, bo wtedy na nich ludzie się krzywo patrzą. Oni brzmią jak roboty, mówią monotonnie, bo nie słyszą siebie. - Wytłumaczyła Ada
- Nie wiedziałam. A oni się uczą mówić? - Jessie Zatrzymała się, by trochę odsapnąć, Aria również tak uczyniła.
- Tak. W szkołach dla głuchych.
- Ciekawe.
Resztę drogi przeszły w milczeniu. Później każda poszła do swojego domu.

- Nigdy w życiu tak nie rób! - Oznajmił tata Arii, gdy ta tylko przekroczyła próg domu – Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak się o ciebie martwiłem.
- Przecież nie jestem małym dzieckiem. - Powiedziała, zdejmując buty. - Umiem o siebie zadbać.
- Ale gdyby coś się tobie stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Moje życie bez ciebie straciłoby sens. Nie mam już nikogo oprócz ciebie.
- Nic mi się nie stało, widzisz przyszłam cała, w jednym kawałku. - Powiedziała z spokojem w głosie.
- Może i teraz jesteś cała, ale nic nie wiadomo, kiedy ktoś by na ciebie napadł. - Podniósł nieco tonację głosu.
- Nie byłam przecież sama. - Nadal mówiła spokojnie, nie lubiła na kogoś krzyczeć, prawie zawsze była spokojna. Poszła do kuchni i zrobiła sobie kanapkę do zjedzenia i zaraz ją zjadła. - Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale nie mogę być przez całe życie pod kontrolą rodzicielską. Umiem sobie sama radzić.
- Wiem, skarbie. Nie chcę ciebie jeszcze stracić. Zostałbym wtedy z niczym. O której po ciebie Mateusz przychodzi? - Zmienił temat.
- Powinien być ty przed 14.00, ale może być wcześniej. - Powiedziała i usiadła na kanapie.
- To powinnaś się już szykować, jest 13.15. - Powiedział po czym wstał i poszedł do piwnicy.
Już” - Pomyślała sobie.
Poszła do garderoby, wybrała niebieskie szorty i bokserkę z napisem „YOU ARE MY WORLD” i się przebrała. Następnie rozpuściła długie brąz włosy i je rozczesała, zostawiła je rozpuszczone. Wzięła do ręki torbę i spakowała tam wszystkie potrzebne rzeczy na noc, czyli między innymi. Szczotkę, szczotkę i pastę do zębów, ręcznik, bielizna na zmianę, piżamę ( nie była pewna czy jej się przyda, ale wolała jednak ją wziąć), zmienne ubranie, itd. Była praktycznie już gotowa, teraz musiała czekać na chłopaka. Po piętnasty minutach usłyszała dzwonek do drzwi, szybko zleciała na dół po schodach, szybko otworzyła drzwi i zobaczyła Mateusza, który na przywitanie dał jej całusa.
- Mogę u ciebie zostawić motor? - Spytał.
- Jasne. Chodź, wstawimy go do garażu. - Odpowiedziała, ubierając ulubione sandały na koturnie. Po wstawieniu motoru poszli pieszo do Toffika.
- Pięknie wyglądasz. - Oznajmił Mateusz, gdy już stali przed drzwiami jego kumpla, czekając aż im ktoś drzwi otworzy. Zrobiła to Ola, pomachała im na przywitanie i wykonała ruch ręką oznajmujący że mają wchodzić.
- O! Hej. Już jesteście. - Przywitał się Toffik, przytulając Arię. - Chodźcie do salonu. Już wszyscy są. - Poszli do wyznaczonego pokoju. - Ej dziewczyny. - Zawołał. - To jest Aria. Aria to Natalia dziewczyna Kamila. - Wskazał na blondynkę o jasnej karnacji. - A to Nikola,dziewczyna Nicolasa,- Wskazał na brunetkę o rozpuszczonych długich, lekko falowanych włosach. - A to Amanda, dziewczyna Kuby – Wskazał na wysoką dziołchę o lokowanych brąz włosach. - Wiktoria, ona jest z Patrykiem. - Pokazał palcem na dziewczynę, niższego wzrostu i jasno rudych włosach. - A to Weronika dziewczyna Marka – Wskazał na dziewczynę o farbowanych na czerwono włosach, była ona strasznie chuda. - No i została jeszcze tylko dziewczyna Daniela, Julia.- Pokazał na dziewczynę, która była strasznie opalona o prostych brązowych włosach. .
- Cześć – Powiedziała bardzo nie pewnie.
Mateusz nachylił się nad jej uchem i szeptem powiedział:
- Nie bój się. Chodź, usiądziemy sobie.
Usiedli pomiędzy Weroniką a Danielem.
- Witaj w naszym gronie. - Powiedziała miękkim, aksamitnym głosem Wera. - Na pewno spodoba Ci się tutaj.
Aria wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Mateusz objął ja ramieniem, a on się na nim położyła.
Do salonu weszła siostra Toffika, która trzymała tacę z 17 szklankami położyła ją na stole i wyszła do kuchni następnie wróciła i przyniosła cole, jakiś sok i oranżadę.
- Może opowiesz nam coś o sobie – zaproponowała Julia.
- Ok. Moje pełne imię to Adrianna, ale wszyscy na mnie mówią Aria. Jeżdżę na motorze. Mam psa. I takie tam. Zanim się tutaj przeprowadziłam z powrotem to mieszkałam w Nowym Jorku.
- Nowy Jork? - Odezwała się Natalia. - Zawsze chciałam tam pojechać. Mieszkałaś tu wcześniej?
- Tak. Ale kiedy miałam pięć lat zaczęły się ciągłe przeprowadzki z kraju do kraju. Można by powiedzieć, że okrążyłam całą kulę ziemską.
- Jakimi językami umiesz mówić? - Spytała Nicola.
- Hmm. Mówię płynnie po Polsku, Niemiecku, Angielsku, Włosku, Francusku i Hiszpańsku. Odrobinę znam Japoński, Portugalski o raz Rosyjski. - Chwilę się zastanowiła. - I do tego dochodzi łacina i to chyba wszystko.
Wszyscy w salonie oniemieli, siedzieli z otwartymi ustami, jedynie Mateusz siedział normalnie.
- Kotku zapomniałaś o migowym. - Powiedział.
- No tak. Jeszcze migowy.
Mateusz wstał i uderzył porządnie z liścia Toffika, który chwilę później się ocknął.
- Stary! - Krzyknął – Bez przesady. Nie musiałeś. Aria. Naprawdę znasz tyle języków?
- Tak.
Po dziesięciu minutach reszta się ocknęła i zaczęła gadać o różnych sprawach.
Gdy nadeszła północ Amadeusz zaproponował, żeby zobaczyć „obecność”, gdy on próbował włączyć film reszta przesunęła wersalkę pod ścianę a na jej miejsce rozłożyli cztery duże koce, na każdym z nich siedziało po dwie pary, na jednym kocu było pięć osób, Toffik dosiadł się do Arii, Mateusza i Weroniki oraz Marka. W połowie filmu Amadeusz gdzieś poszedł nikt prócz Arii nie zauważył jego nieobecności. Pół godziny później Aria postanowiła sprawdzić, gdzie on się podział.
- Idę sprawdzić co z Toffikiem. - Powiedziała na ucho Mateuszowi,po czym wstał i zaczęła szukać Amadeusza.
Przeszukała cały dom, zostało jej jedno miejsce taras z tyłu domu. Poszła tam na ławce działa osoba, której właśnie szukała.
-Czy coś się stało? - Zapytała, cicho, żeby go nie wystraszyć.
- Nie ważne. - Odpowiedział bardzo smutnym głosem.
- Co się stało? - Usiadła obok niego i popatrzała mu prosto w oczy. - Coś musiało się stać, widzę to po tobie.
- Nie ważne. - Powtórzył. - Nie będzie ciebie to interesować, to moja sprawa nie twoja.
- O co chodzi? - Nie poddawał się. Miała zamiar tak długo go pytać, aż się dowie.
- Nie twój interes. - Powiedział z złościom w głosie. Chciał być sam. - Odczep się.
- Nie odczepię się, dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał ją.
- Tak.
- A nie powiesz nikomu?
- Nikomu.
- A więc zawsze na takich spotkaniach w połowie filmu ja i Mateusz wychodziliśmy na dwór, bo nie mogliśmy znieść tych wszystkich par, ale teraz kiedy on ma ciebie jest zupełnie innym człowiekiem. Gada wyłącznie o tobie, o niczym innym. Niekiedy coś wspomni o motorach, ale to należy do rzadkości. On naprawdę ciebie kocha i nie bał się z tobą umówić, a ja to co, dawno nie byłem na randce. Prawie wcale nie gadam z dziewczynami. Od czasu do czasu z Jessicą, ale nie umiem się z nią umówić na randkę. Zakochałem się w niej, ale brak mi odwagi,żeby jej to powiedzieć, boję się, że ona mnie odrzuci i już nigdy się do mnie nie odezwie. Kiedyś bałem się że kumple będą się ze mnie nabijać, bo ona jest trzy lata ode mnie młodsza, ale od kiedy Mateusz jest z tobą, zrozumiałem, ze nie ma się czego bać, nie umiem do niej zagadać.
- Czyli tu chodzi o dziewczynę. Zakochałeś się i tyle.
- Dokładnie. Mateusz o tym jako jedyny wie i cały czas mi powtarza, żebym się z nią umówił, ale ja przy niej nigdy słowa randka, nie wyduszę. Nie dam rady.
- Nie bój się, jesteś wspaniałym chłopakiem. Ona o tym wie i wątpię żeby nie chciała się z tobą umówić.
- Jesteś pewna?
- Tak. Umów się z nią, ona tobie nie odmówi. Według niej to chłopak powinien zrobić pierwszy krok, więc kiedy następnie się z nią spotkam chcę od niej usłyszeć, że ma z tobą randkę, rozumiesz?
- Dziękuję. Można na tobie polegać
- Nie ma za co. A teraz chodź. Dołączymy do reszty.
- Dobrze. - Wstali i poszli do salonu. Gdzie film się właśnie kończył.
- Znalazłaś go. - Odezwał się Mateusz, kiedy Aria właśnie siadała obok niego.
- Tak siedział na tarasie, trochę pogadaliśmy i przyszliśmy z powrotem.
Po tym jak film się skończył koce zostały poskładane i puścili głośną muzykę, tańcząc do niej śmiali się ze wszystkiego. Bawili się do białego rana. O czwartej nad ranem zagrali w butelkę na całowanie, Amadeusz nie grał, stał z boku i obserwował. Po zabawie ludzie zaczęli się rozchodzić, zostali jedynie Aria i Mateusz, żeby pomóc Toffikowi posprzątać bałagan, przed przyjazdem jego rodziców, który gdyby to zobaczyli dostaliby zawału.
- O której twoi rodzice wrócą? - Spytał Matti.
- Nie wiem dokładnie, powinni być na obiad. - Odpowiedział na pytanie i przesunął kanapę.
Aria stała przy zlewie w kuchni i zmywała brudne naczynia, następnie je wytarła.
- Aniołku! - Zawołał z salonu jej chłopak. - Jak skończysz zmywać to przyjdź tutaj.
- Dobrze. Za minutkę przyjdę. - Powiedziała i tak jak powiedziała równo za 60 sekund zjawiła się w salonie. - Łał, jak tu czysto. - powiedziała ujrzawszy piękny porządek. Wszystko stało na swoim miejscu, nie było ani grama kurzu.
- Wiem. Zaraz musimy iść. Twój tata na pewno się o ciebie już martwi.
- Masz racje. - Powiedziała. - To ja się będę już powoli zbierać.
- Ja też. - oznajmił Mateusz.
Po dziecięciu minutach Ada i Matti szli już do domu od dziewczyny. Weszli cicho do garażu i wyciągnęli motor chłopaka. Mateusz pocałował Arię na pożegnanie i pojechał. Aria odprowadziła go wzrokiem tak długo aż zniknął z pola widzenia.
Weszła do domu i po chwili usłyszała nadjeżdżający ambulans. „Ciekawe co się stało” - Pomyślała i poszła do swojego pokoju się przespać.
Po przebudzeniu chciała zadzwonić do Mateusza, jednak nie odbierał. Spróbowała jeszcze kilka razy, a następnie pomyślała sobie, że on jeszcze pewnie śpi. Zeszła na dół, gdzie jej ojciec oglądał telewizję.
- Cześć tato. - Przywitał się.
- Cześć. - Powiedział po czym wskazał miejsce na kanapie, żeby jego córka obok niego usiadła.- Dobrze się bawiłaś? - Spytał.
- Tak. Było świetnie. Poznałam nowe osoby, były naprawdę do mnie miłe. - Aria była bardzo wesoła, uśmiechała się od ucha do ucha.
- To się cieszę. - Odparł.
- Muszę zadzwonić do Mateusza. - Oznajmiła po chwili. - Mam wrażenie jakby się coś stało.
- Czyli ty też słyszałaś karetkę? - Spytał.
- Tak. Naprawdę się martwię, dzwoniłam już do niego, ale on nie odbiera, zapewne jeszcze śpi. Jak za godzinę nie odbierze to pojadę do niego. Muszę się go coś spytać.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Aria je otworzyła, stała tam Jessie, była wesoła, ale również zaniepokojona.
- Cześć .- Powiedziała. - Musimy porozmawiać.
- Hej. Dobrze wchodź do środka. - Dziewczyna weszła i zdjęła buty.
- Dzień dobry. - Powiedziała na widok pana Patricka.
Dziewczyny poszły do pokoju Arii. Usiadły na łóżku.
- A więc mam do ciebie dwie wiadomości.- Zaczęła Jessie jedna dobra a druga zła. Którą wolisz pierwszą?
- Tą dobrą.
- Amadeusz zaprosił mnie na randkę. - Oznajmiła.
- No, no. Gratulacje. - Aria ją przytuliła. - A ta zła?
- Dzisiaj Mateusz miał wypadek leży w ciężkim stanie w szpitalu, podobno  nie wiadomo czy przeżyje tej nocy.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

I jest już ósmy rozdział. Naprawdę przepraszam, że dodaję go z wielkim opóźnieniem, ale jestem zawalona po uszy nauką. Jeszcze jutro mam bardzo trudny sprawdzian, na który ani słowa nie umiem. Został jeszcze tylko niecały miesiąc szkoły i WAKACJE. Nie umiem się już doczekać. Mam nadzieję, że podobał rozdział się , włożyłam w niego naprawdę sporo czasu. Następny powinien pojawić się za tydzień ( przynajmniej tak planuję).  Przepraszam za moje błędy.