niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 9

Ciśnienie Arii od razu się podniosło, była bardzo zadziwiana.
- Wypadek? Jak to? - Aria nie potrafiła w to uwierzyć.
- Tak. Nikt nic nie wie, bo leży w śpiączce. Tyle tylko wiem od Amadeusza. Sama się zdziwiłam, nie potrafiłam w to uwierzyć. Pomyślałam, ze pewnie będziesz chciała o tym wiedzieć.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Muszę tam teraz jechać. - Rzekła po czym wstała
- Nie wpuszczą ciebie tam, nie jesteś z rodziny. - Powiedziała Jessie.
- Nie mogę zostawić go tam. Ja go kocham. Muszę go zobaczyć. Jak chcesz możesz też jechać.
- Nie. Ja muszę jeszcze kilka spraw załatwić.
Dziewczyny zeszły na dół i wyszły na dwór, Jessie poszła do siebie, a Aria do garażu, wyciągnęła motor, założyła kask na głowę i ruszyła do szpitala.
Na parkingu zaparkowała obok motoru od Toffika i ruszyła w stronę wejścia. Przy recepcji stało kilka osób, ale Aria nie zwróciła szczególnej uwagi na nich. Poszła korytarzem prosto. „ Musi być na oddziale intensywnej terapii.” Pomyślała. Szła tak długo prosto aż napotkała się na Toffika.
- Co ty tutaj robisz? - Zdziwił się na jej widok.
- Muszę się z nim widzieć. - Oznajmiła bardzo nerwowo.
- Powodzenia. Jak mnie nie wpuścili to ciebie też nie. - Widać było po nim, że również był zdenerwowany
Nagle z sali wyszedł wuj Mateusza, był bardzo spięty.
- A kim ty jesteś? - Powiedział na widok nieznanej mu dziewczyny.
-Adrianna. Jestem...
- Jest przyjaciółką Mateusza, znają się od małego. - Przerwał jej w środku zdania Toffik. - I też się o niego bardzo martwi.
- No chyba, że tak. Jest z nim naprawdę źle. - Powiedział wuj. - ja muszę już iść do pracy. Poinformuję lekarzy, żeby przekazywali wam informacje na temat stanu zdrowia mojego siostrzeńca.
- Dziękujemy, panu. - Odparł Amadeusz. - będziemy tutaj przez cały czas.
Wuj sobie poszedł i Aria i Toffik zostali sami na korytarzu.
- Musze tobie powiedzieć, że jego wuj nic o tobie nie wie. Mateusz mu nie ufa, więc on nie wie, że jesteście razem. Rozumiesz? - Powiedział chłopak, gdy mężczyzna zniknął z ich pola widzenia.
Aria wstała i weszła do sali. Widziała jak Mateusz leży na łóżku szpitalnym, podpięty był do różnych sprzętów, które robiły pip, pip i tak cały czas. Pielęgniarka była odwrócona tyłem do łóżka, więc nie zauważyła, jak Aria weszła. Dziewczyna bezszelestnie podszedła do łóżka. Dotknęła jego ręki. Nachyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha:
- Jestem tu kotku, wyjdziesz z tego. Kocham ciebie. - Pocałowała jego czoło, łza pociekła jej po policzku
Pielęgniarka zorientowała się, że ktoś wszedł do sali i zaczęła na nią krzyczeć.
- Co ty tu robisz, nikt nie ma tu wstępu. Rozumiesz?
- Ale ja chciałam, go tylko zobaczyć. - Powiedziała niewinnym głosem.
- Słuchaj, jeśli nie jesteś z rodziny to nie możesz tutaj przebywać. - Powiedziała kobieta już bardziej spokojniejszym głosem. - Więc proszę ciebie wyjdź.
- Może i nie jestem z jego rodziny,- Zaczęła tłumaczyć - ale on dla mnie jest jak brat, którego nigdy nie miałam, nie raz wyciągnął mnie z tarapatów, a teraz ja chce mu pomóc. .
-Jeśli nie będziesz miała zgody od niego ojca do wejścia to nie wejdziesz. - Pielęgniarka się znowu zdenerwowała.
- On nie ma ojca. - Powiedziała Aria z lekką irytacją w głosie.
- A kto to był?
- Jego wuj. Jest to jego opiekunem. Mateusz jest sierotą.
- Tego to nie wiedziałam. - W głosie kobiety słychać było teraz współczucie. - Proszę ciebie wyjdź. Jak przyjedzie to jego opiekun to postaram się coś załatwić, ale nie obiecuję.
Aria po tych słowach wyszła na korytarz i usiadła na krześle obok Amadeusza.
- Nie wierzę, że ciebie nie zauważyła na początku. - Powiedział Toffik, który właśnie pisał do Jessie SMSa..
- Szkoda, że nie słyszałeś jak na mnie naryczała. - Rzekła Aria.
- Wielka szkoda. A co Ci gadała?
- No, że jak nie jestem z rodziny to nie mogę tam przebywać i że pogada z jego wujem o tym, żebym mogła tam siedzieć.
W tym momencie podszedł do nich lekarz, był wysoki, ale chudy, jego oczy były niebieskie, a włosy blond. Ada i Amadeusz wstali na jego widok.
- To wy jesteście przyjaciółmi Mateusza? - Spytał.
- Dokładnie.- Odpowiedział Toffik.
- Jestem jego lekarzem. Nazywam się Adam Kubacki. - Przedstawił się. Aria na wieść o tym jak się nazywa zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
- Pan tutaj jeszcze robi? - Powiedziała chodź nie chciała tego pytania wypowiadać.
- Tak, już od dwunastu lat. - Odpowiedział.
- Przepraszam, po prostu się zdziwiłam, bo kiedy tu trafiłam dziesięć lat temu to pan był moim lekarzem. - Wytłumaczyła.
- Ty pamiętasz co było 10 lat temu? - Zdziwił się Toffik.
- Tak, z szczególnie dlaczego tutaj trafiłam. - Odpowiedziała. - Nadal mam jeszcze koszmary.
- Już wiem. Ty jesteś tą małą dziewczynką, która trafiła tutaj z powodu licznych poparzeń spowodowanych pożarem. Tak?
- Dokładnie. - powiedziała.
- Adrianna, tak?
- Tak.
- Ok. Wróćmy do tematu Mateusza, a więc jego wuj powiedział mi, że mam wam przekazywać informacje na jego temat. Więc jak już zapewne wiecie nie ma on za dużo szans. Ta noc będzie dla niego decydująca. Ma połamane dwa żebra i złamaną rękę, ale jest w słabym stanie, jest nadal nieprzytomny. Tętno jest porządku, ale martwi mnie jego ciśnienie, albo jest za niskie, albo za wysokie. Nie ma żadnego krwotoku wewnętrznego, wstrząsu mózgu też nie. Nie wiadomo kiedy się obudzi, oddycha sam.
Aria próbowała być twarda, ale gdy usłyszała głośny piskliwy, jednostajny i ciągły pisk, się przeraziła, bo ten dźwięk dochodził z sali, w której leżał jej chłopak. Lekarz szybko tam wbiegł do sala, przez szybę w ścianie i przez szklane drzwi było widać wszystko. Arie przeraziło to jak ten lekarz wsadzał do gardła mu jakąś rurkę, i podłączył ją do jakieś maszyny.
Aria była bliska płaczu.
- Co oni mu robią? - Spytała Toffika, który gdy tylko zauważył jej załamany głos i łzy w oczach przytulił ją, sam też potrzebował wsparcia.
- Chyba go intubują. - Odpowiedział cicho do jej ucha. - Nie jest w stanie samodzielnie oddychać.
- Nie chcę go stracić. - Powiedziała już płacząc. - To wszystko moja wina, powinnam mu była zaproponować przespanie się u mnie, ale nie pomyślałam, gdyby nie ja by było wszystko z nim w porządku.
- To nie jest twoja wina. Nie wiedziałaś że tak się stanie. Nie wiemy nawet jak doszło do wypadku. - Powiedział Amadeusz.
Nagle w korytarzu pojawił się jakiś mężczyzna, był bardzo zmieszany, miał sine oko, rękę w gipsie i na prawym luku brwiowym plaster.
- Co z nim? - Powiedział.
Aria podniosła spuchnięte od płaczu oczy i spojrzała na niego.
- Źle. - Odpowiedziała na pytania.
- A pan to kto? - Spytał lekarz, który właśnie wyszedł z sali.
- Ja... ja mu to zrobiłem. - Powiedział mężczyzna. - Co z nim?
- Nie mogę panu udzielić wszystkich informacji, obowiązuje mnie tajemnica lekarska. - Oznajmił doktor Kubacki.
- Wiem o tym, ale może mi pan powiedzieć tylko czy on przeżyje. - Facet nie chciał się poddać
- Ma bardzo małe szanse. - Rzekł lekarz. - Niech pan wróci na swoją salę.
- Dobrze. - Powiedział i sobie poszedł.
- Szanse Mateusza z godziny na godzinę maleją. - powiedział doktor. - Robimy co w naszej mocy. Musieliśmy go intubować. Idźcie do domu. Nie będziecie tu przecież cały czas siedzieć.


Aria weszła do domu, zdjęła buty.
- Gdzie byłaś ? - Spytał tata, który właśnie przeglądał gazetę.
- W szpitali. Mateusz miał wypadek. - Powiedziała spokojnym, lecz załamanym głosem
- Wypadek?
- Tak. Leży nieprzytomny pod respiratorem. - Rzekła, siadając do stołu. - Lekarz mówi, że ma bardzo małe szanse na przeżycie.
- Biedny chłopak, tyle w życiu przeszedł. Popatrz. - położył gazetę na stole i obrócił ją w stronę Arii oraz wskazał palcem jeden artykuł tym że można kupić konie. - Pojedziemy tam?
- Ok, możemy jechać, przynajmniej zapomnę o tym wszystkim co się wydarzyło. Daj mi piętnaście minut. - Powiedziała i poszła do swojej garderoby.
Ubrała niebieskie rybaczki i biały top i koniem. Włosy uczesała w dobierany warkocz i zeszła na dół, gdzie czekał na nią jej ojciec
- Gotowa? - Spytał.
- Tak. - Powiedziała z lekkim entuzjazmem.
Oni wyszli przez główne drzwi, zamknęli je na klucz i weszli do samochodu, który stał już na podjeździe. Pojechali do stadniny.
Wjechali na podwórze, gdzie stała wielka stajnie naprzeciwko był duży ceglany dom. Tata wyszedł z samochodu, okrążył go i odtworzył drzwi jego córce, która od razy wyszła z auta. Obydwaj ruszyli w stronę drzwi domu Aria nacisnęła dzwonek do drzwi i po chwili otworzyła im jakaś młoda kobieta, miała mniej więcej dwadzieścia dwa lata, nie była za wysoka, włosy sięgały jej jedynie do ramion
- Dzień dobry. - Powiedziała bardzo łagodnym głosem.
- Dzień dobry My w sprawie ogłoszenia w gazecie. - Powiedział ojciec Arii. - Chcieliśmy zobaczyć te konie.
- To proszę za mną – Kobieta, ubrała klapki i poszli w stronę stajni. - Ania! - Zawołała.
- Co! - W budynku rozległ się jakiś głos.
- Chodź. - Znowu krzyknęła, nagle zjawiła się dziewczyna, mniej więcej w wieku Arii, była ubrana w znoszone jeansy i szary podkoszulek.
- Państwo w sprawie Kasztanki i Aniołka, tak? - Spytała dziewczyna.
- Tak. - Odpowiedział pan Patrick.
- To chodźcie powiedziała i szybkim krokiem ruszyła w stronę największego boksu.
Była w nim Klacz i mały źrebak. Obaj byli niemal tacy sami – biali w brązowe łatki.
- Oni są maści srokatej : tobiano. - Powiedziała. - podobają się? - Spytała.
- Tak. - Odpowiedział mężczyzna. - A tobie? - Zapytał Arię.
- Tak, są wspaniałe. - Powiedziała cicho.
- A pan to? - Wspomniało się Ani, że nie wie nawet kto jest zainteresowany końmi.
- Nazywam się Patrick Bond, a to moja córka Aria. - Odpowiedział.
- A ma pan jakieś doświadczenie z końmi?
- Tak, miałem kiedyś dwa, ale nie pożyły za długo. Stęskniły się za moją żoną. - Powiedział.
- Konie tak umieją. Hmm? Bond? - Ania zaczęła się zastanawiać, skąd zna to nazwisko.
- Aria. Umiesz jeździć? - Zapytała ją Ania.
- Trochę. - Odpowiedziała niepewnie.
Wyprowadzili konie na wybieg, gdzie był jakiś chłopak i ciemnych włosach i brązowych oczach. Wcześniej Ania włożyła na grzbiet klaczy siodło i zapięła jej uzda.
Na wybiegu dała Arii kask, a ta wsiadła na konia. I ruszyła przed siebie Kasztanka słuchała każdego jej rozkazu i z gracją przejechała cały wybieg dookoła
- Będziesz jeździć na zawody? - Spytała Anna, gdy Aria się zatrzymała
- Tak. Raczej tak. - powiedziała całkowicie szczęśliwa, zapomniała o rzeczywistości. O tym co się stało w ostatnim czasie.
- Kupujemy? - Zapytał pan Patrick Arię.
- Ależ oczywiście. - krzyknęła na cały głos.
- Kiedy możemy po nie przyjechać? - Zapytał tym razem Anię.
- Może być jutro?
- Dobrze.

Ada i jej tata pojechali do domu, był już zmrok. Wchodząc do domu zdjęli buty i zrobili sobie jajecznice na kolacje.  

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
I jak obiecałam dodałam rozdział w niedzielę. Myślałam, że mi się nie uda, ale jednak jest. Mam nadzieję, że się podobał. 
W następną niedziele raczej nie dodam, bo mam cały tydzień zawalony sprawdzianami i jeszcze dochodzi do tego próbny próbnego egzamin. Rozdział powinien pojawić się pojawić się za dwa tygodnie w niedzielę. 

8 komentarzy: